Maroko 2013 - dzień dwunasty - dj COXWIN

15.04.2013r
Szczęście sprzyja nam od rana, złapaliśmy na stopa terenówkę, która specjalnie po nas zawróciła. Kierunek Ouarzazat. Znacznie przyjemniej podróżuje się na pace, słońce przypieka, a nas owiewa chłodny wiatr. Wyskakujemy z auta wprost na wielki postój taksówek, mieniących się kolorami żółci. Jest „dworzec”, musi być też jakaś gastronomia! Wybierając taki lokal, patrzymy zawsze czy dużo Marokańczyków się w nim stołuje. Mamy wtedy pewność, że robią smaczne i świeże jedzenie, a cena jest niewielka. Zauważamy babuszkę smażącą jakieś kwadratowe placki na kuchni węglowej. Co chwila podchodzą kolejni smakosze, dostają placka zawiniętego w kawałek gazety i zajadają się.

Maroko 2013 - dzień jedenasty - Galmous

14.04.2013r
Udało się. Nie zostaliśmy porwani przez wartki nurt Dadesu! W końcu przydały się les piguetsy de tente. Kończą nam się zapasy wody i jedzenia a żadnego sklepiku w odległości paru kilometrów, ni widu, ni słychu. Znajdujemy za to restaurację Tighzoutine. Ceny typowo turystyczne. Trochę udaje nam się je obniżyć ale i tak płacimy kilkakrotnie więcej niż w innych knajpach. Nie mamy jednak wyjścia.  Harira, kawa, mmm..., pycha. Kierownik sugeruje, żebyśmy nie jechali do Georges de Dades, tylko przeznaczyli więcej czasu na pobliskie góry.

Maroko 2013 - dzięń dziesiąty - Boumalne Dades

13.04.2013.
Tego dnia, o świcie, budzą nas odgłosy ludzi zmierzających do pracy na swoich malutkich polach. Spaliśmy w fajnym punkcie obserwacyjnym i przy śniadaniu (jak zwykle - chleb z tuńczykiem i pomarańcze) mamy przegląd mody rolników z Atlasu. Ludzie wyglądają bardzo interesująco, mają na sobie kilka warstw ubrań, które wg nas w ogóle do siebie nie pasują. Prawie każdy ma zamaskowaną twarz.

Maroko 2013 - dzień dziewiąty - Tamtetoucht

12.04.2013
Kemping La Liberte to wspaniałe miejsce i ciężko pożegnać się z takimi wygodami jak łóżko i prysznic, ale postanowione, ruszamy dalej. Laszlo coraz lepiej się targuje, pierwsza stawka taksówkarza to 80DH/2os, ostateczna- 50DH/2os.(20zł/45km).
Wracamy do Rissani. Przemierzając miasteczko, spostrzegamy sklep z „żelastwem”. Ponieważ, od dnia przylotu, nikomu nie umieliśmy wytłumaczyć na migi, że szukamy szpilek do namiotu, wysłaliśmy sms do przyjaciela z prośbą o znalezienie francuskiej nazwy. Les piquets de tente. Teraz musi się udać.

Maroko 2013 - dzień ósmy - zostajemy na Saharze

11.04.2013
Nasza pobudka o 4:30 i podziwianie wschodu słońca z Erg Chebbi nie doszło do skutku. Komu chciałoby się wstać, kiedy niebo jeszcze rozgwieżdżone a łóżko takie wygodne?
Na pustynię idziemy nieco spóźnieni, ale słońce jeszcze nisko i kolory na zdjęciach wciąż wspaniałe. Laszlo woli obserwować ptaszki, więc udaje się szukać wróbla pustynnego. Wróble te, podobne do "naszych polskich", są znacznie trudniejsze do znalezienia. Znamy przypadki eskapad ornitologicznych, które zmuszone były wynajmować przewodników aby zobaczyć ten gatunek. Skoro już je zlokalizowaliśmy, to nie wyobrażamy sobie, żeby nie udało się uwiecznić ich na zdjęciach. Sukces!

Maroko 2013 - dzień siódmy - Merzouga

10.04.2013
Dziś naszym celem jest Merzouga i piaszczyste wydmy Sahary. Ruszamy wczesnym rankiem, żeby uniknąć rzeszy terenówek oferujących off-road lub wyprawę na wielbłądzie po pustyni. Nieliczne samochody jadą w naszym kierunku, przypadkiem machamy kciukiem na ambulans. Zatrzymuje się!

Maroko 2013 - dzień szósty - Rissani

09.04.2013
Już na długo przed świtem te małe, latające cholery nie dawały spać! Kosy, bilbile, wróble i dzierzby nagle stwierdziły, że zaczną wrzeszczeć wniebogłosy "to jest moje terytorium! Nie próbuj podlecieć!". Dzisiejsza noc to prawdziwe wakacje pod palmami. Żeby nikt nie odkrył, że nocujemy wśród poletek uprawnych, schowaliśmy namiot wśród palm, które zwisającymi liśćmi utworzyły baldachim. Kryjówka doskonała!

Maroko 2013 - dzień piąty - Meski


08.04.2013

W końcu czuję, że jestem w Afryce. Ciepła noc, jak latem w Polsce. Laszel śmieje się ze mnie, że spałam na żelasku. Wczoraj mimo prażącego słońca wiał chłodny wiatr, więc otuliłam część twarzy chustką. Zakryte fragmenty pozostały białe a reszta spaliła się na mocną czerwień.  Efekt jest niestety śmieszny, ale nie dla mnie.

Maroko 2013 - dzień czwarty - jedziemy na wschód

07.04.2013
Niedziela to dzień wolny w Maroku. Na szczęście większość sklepików czynnych, więc z pragnienia nie umrzemy. Doszliśmy do wniosku, że chcąc zwiedzić jak najwięcej, musimy przerzucić się na autostop. Z Mideltu zabrał nas bus, pan na pożegnanie wystawił rękę jakby w geście ofiarowania zapłaty, ale podałam mu swoją i uścisnęłam. Był lekko zaskoczony. Chwila przerwy, bo jakieś ptaszki kręcą się w pobliżu. Laszlo już się skrada, tylko brakuje mu jakiegoś głaza czy krzaczka, żeby się za nim schować.

Maroko 2013 - dzień trzeci - Midelt

06.04.2013
Dziś o poranku śpiewał duet, muezin w towarzystwie koguta. Poznajemy miejscową kuchnię, na śniadanie standardowo berber tea i harira- gęsta zupa pomidorowa z ciecierzycą, soczewicą i kluskami, Arabowie nie używają sztućców, jedzą wszystko (zupy też) rękami. A właściwie to prawą, lewa jest nieczysta. Lewą trzymają chleb i piją. Gdy dostaliśmy nasz pierwszy tadżin, pan nie podał nam widelca i długo się głowiliśmy jak sobie poradzić z tą wieloskładnikową potrawą. Po nieudolnych próbach i ściekaniu sosu po brodzie i rękach, poprosiliśmy na migi o choć jeden widelec.

Maroko 2013 - dzień drugi - Fez

05.04.2013
Na długo przed świtem obudził nas swoim zawodzącym śpiewem muezin odprawiający modły w pobliskim meczecie. Najpierw ruszamy w poszukiwaniu słynnych feskich garbarni skór. Rano barwniki są świeże i mają intensywne kolory. W medinie krząta się „służba sprzątająca”, zaopatrzona w odblaskowe kamizelki i osiołki, obciążone szmacianymi workami pełnymi śmieci. Już po pierwszym zakręcie okazało się, że uliczki mediny to istny labirynt, nawet drogowskazy nie pomogły.

Maroko 2013 - przygotowania i lot do Fezu.

Pod koniec grudnia musiałam podjąć ważną decyzję. Zostaję w teraźniejszej pracy na dłużej czy kończę za 3 miesiące. Długo walczyłam z myślami. Ostatecznie wspólnie z Laszlem podjęliśmy decyzję w noc sylwestrową 2012 roku. Chcemy ruszyć gdzieś dalej niż dotychczas. Nie kombinowaliśmy długo, miały być góry, wody i ptaszki, a poza tym dość tani kraj i przeloty. Termin taki, żeby załapać się na okres migracji ptaków z Afryki do Europy. Ruszamy do Maroka!