26.04.2013
Pierwszy raz podczas
naszego pobytu w Maroku trafia się paskudna pogoda.
W medinie odsyłają nas z miejsca na miejsce i tak, krążąc po niebieskim labiryncie, docieramy do informacji turystycznej. Pani pokazuje nam mapę z której nic nie wynika, niby
jakieś szlaki są, ale nie wiadomo dokąd i po co. Widoków i tak nie będzie bo zachmurzenie totalne. Odechciało nam
się łażenia po górach.
Niebieskie miasto Chefchaouene |
Laszlo wypatrzył jakiś lokal ze smacznie
wyglądającym jedzeniem, zaniepokoiły mnie pustki, ale głodni nie
szukaliśmy dalej. Intuicja nie zawiodła, jedzenie marne, nieświeże,
a ceny w menu nagle dwukrotnie wzrosły. Oj niemile pożegnaliśmy
się z gospodarzem.
W mieście za tłoczno, dajemy jednak szansę górom. Dziś nie dostrzegamy już tyle piękna co wczoraj, okolica
cudna, ale przed domami walają się wzgórza śmieci, ogromne,
cuchnące, tuż przed oknami. Niepojęte. A w tym całym syfie stado
czapli złotawych, kozy, psy i bociany, które ciężko nazwać białymi.
Czapla złotawa |
Wałęsamy się po okolicy, oglądając nieznane nam gatunki drzew,
ale co chwila znikąd pojawią się lokalni i niby zaciekawieni
zagadują, po czym oferują hasz. Najgorsze, że nie przyjmują
odmowy i podążają za nami długi czas. Potrzebujemy świętego
spokoju, wracamy na poletko z poprzedniego noclegu i spławiwszy
kolejnych „dilerów” upajamy się ciszą i podziwiamy pochmurne
widoki gór Rif.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz