Maroko 2013 - dzień dwudziesty dziewiąty - powrót

02.05.2013
Nadszedł dzień powrotu i obdarowywania miłych nam osób. Dziś berber tea od dziadka jest wyjątkowo słodka. Z uśmiechem przyjmuje zestaw długopisów.
Taksówki na lotnisko odjeżdżają spod dworca kolejowego, panowie oferują przejazd za 120 DH/ 15km, przegięli. Prędko pojawił się chętny do targowania, który ma licznych przyjaciół w Polsce, już udaje naszego kolegę. Ma dla nas ofertę nie do odrzucenia, jego kolega właśnie wrócił z lotniska i może nas zabrać tam za jedyne 100DH. Wyjaśniamy panu, że doskonale znamy stawki, bo kawał kraju przejechaliśmy. Od razu zmienił tok rozmowy, jeśli znajdą się współpasażerowie, to zawiezie nas za 60DH. Brzmi lepiej, ale i tak sporo za dużo. Chwilę poczekaliśmy, ale coś nam nie pasowało, że z dworca wszyscy idą w drugą stronę.
Na dworcu kolejowym nie otrzymujemy żadnej informacji, ale za to dostrzegamy różnicę w czasie między zegarem na hali, przed wejściem i naszymi. O co chodzi? Czyżbyśmy miesiąc żyli w nieświadomości.
Opuszczamy teren dworca by poszukać informacji, a tuż za murami pojawia się naszym oczom postój autobusów i liczni pomocnicy wskazujący w jaki autobus mamy wsiąść. Cena 3,5 DH/os. Ale nam się udało! Jesteśmy trochę źli, że żaden taksówkarz nie zasugerował nam autobusu, widząc, że nie mamy tylu pieniędzy na taxi. Przykre.
Na lotnisku czas rzeczywiście o godzinę późniejszy niż nasz, dobrze że przyjechaliśmy wcześniej. Wyjaśnia się dlaczego przez ten miesiąc nie pojawiały się autobusy, chociaż przychodziliśmy o podanym na rozkładzie czasie.
Jeszcze widok na włoskiego pantofla z samolotu i... jedno oko na Maroko, drugie na Polskę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz