Maroko 2013 - dzień siedemnasty - Essouira

20.04.2013r
Ocean tak głośno szumi, że pojawił się nawet w moich snach. Jak wspaniale jest się budzić, kiedy co dzień świeci słońce. Ale niespodzianka, od rana nad naszymi głowami przelatują klucze ibisów grzywiastych. Naliczyliśmy 27 osobników.

Ibisy grzywiaste

Skusilibyśmy się na kąpiel w oceanie, ale fale są tak wysokie i silne, że zanurzając się po kolana są w stanie mnie przewrócić. Pozostaje upajanie się słońcem i lekką bryzą.
Okolice Tamri są wspaniałym ornitologicznie miejscem, ponieważ do oceanu wpada tu rzeka, która jest magazynem ryb i skorupiaków. Na pożegnanie i my korzystamy z uroku rzeki, która w tym czasie jest bardzo płytka i zachęca ciepłą wodą, fale nam tu nie zagrażają. Oddalając się spostrzegamy polującego rybołowa, w Polsce to bardzo rzadki gatunek, liczy do 50 par.
Rybołów

Po długim oczekiwaniu nie udaje nam się złapać stopa, więc zatrzymujemy taksówkę, do Essouiry 120km, a Laszel rzuca cenę 80Dh i twardo się przy niej upiera. Nie mogąc się dogadać, odchodzimy. Szofer prędko zmienia zdanie i pozostajemy przy kwocie 90Dh. Kolejny raz utwierdzamy się w przekonaniu, że jeśli już Marokańczycy zaczynają się targować, to oferta musi dojść do skutku, choćby mieli nic na tym nie zarobić. Kierowca liczył, że jeszcze kilku pasażerów dołączy i podróż do Essouiry będzie mu się opłacała. Przypadek sprawił, że większość trasy przejechaliśmy sami. Szofer chciał nam chyba przez to uprzykrzyć czas, puszczając strasznie głośno, okropnie jazgotliwą muzykę.
W medinie Essouiry mnóstwo kolorowych turystów. Większość ubrana skąpo, więcej uwidaczniając niż zakrywając. Takiego pokazu mody zachodniej, nie widzieliśmy dotąd w Maroku. Maszerujemy z plecakami, więc co chwila zatrzymuje nas jakiś naganiacz, który chętnie poprowadzi do swojego lub przyjaciela hotelu, za jedyne 300Dh. Medina nie wyróżnia się niczym szczególnym, mnóstwo straganów z chińszczyzną i fajansem. Liczne smażalnie rybne i ruchome stoiska oferujące świeżo wyciskany sok z pomarańczy i grejpfrutów.
Stragany ze świeżym sokiem nalewanym do mniej świeżych szklanek

Przekraczając bramę do portu czuć rybny odór w powietrzu. Liczne stoiska z rozmaitymi morskimi gatunkami, płaszczki, kraby, wielkie ryby o dziwnych kolorach. I długie kolejki zainteresowanych zakupem. Mewy latają jak oszalałe, czyhając na okazję do kradzieży przysmaku. Muszą dużo jeść, bo są olbrzymie!
Essouira - port rybacki

Essouira - główna ulica mediny

W pobliżu dworca znaleźliśmy dwu-gwiazdkowy hotelik za 100Dh/pokój. Podjęliśmy decyzję, że jutro wyruszamy do Oualidii, kolejnego ornitologicznego zakątka. Zapytaliśmy na dworcu o godzinę odjazdu i znów ruszamy do mediny. Już nas natrętnie nie zaczepiają, gdy spacerujemy bez bagaży. Nadszedł wieczór i w lokalach gastronomicznych wystawiono wielkie gary z harirrą, a na ulicy ludzie zajadają się ślimakami.
Zrobiło się ciemno i w każdym barze z telewizorem tłoczą się grupy mężczyzn, popijających miętową herbatę i strasznie głośno kibicujących FC Barcelonie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz