Maroko 2013 - dzień czternasty - w kierunku Jabel Toubkal

17.04.2013r
Wyruszamy wczesnym rankiem, przed nami kilka godzin tułaczki. Początek ścieżki marnie oznakowany. Trochę się gubimy, aż pojawia się przed nami pan z wielkim pudłem pełnym ciast, na ramieniu, który postanowił zostać naszym cichym przewodnikiem. Szedł kawałek przed nami, zgrabnie przeskakując przez potok po śliskich kamieniach i co chwila zerkał czy się go trzymamy. Pan niósł ciasta na pierwszy stragan na szlaku i poprowadził nas jakimś skrótem miejscowych.
Dalej Ścieżka była już mocno wydeptana. W drodze mijały nas konie z kolorowymi derkami i wielkimi koszami na grzbiecie. Prowadzący je bardzo zachęcali żeby oddać im nasze bagaże, bo na pewno jesteśmy już zmęczeni. Konie wychudzone, z kulawiznami, każdego dnia pokonywały kilkanaście kilometrów w górę, po skałach. Wolałabym zapłacić, żeby został z koniem w wiosce i go odżywił. Niestety liczni turyści korzystają z ich usług obarczając konia nawet pięcioma wielkimi plecakami.
Przez większą część drogi towarzyszą nam kozy. Przygnał je w góry pastuch, dalej chodzą samopas po skałach, bez żadnego nadzoru. Zostawiamy im skórki po pomarańczach, które chętnie zjadają.
Szlak prowadzi wąwozem, otoczonym przez skaliste góry. Nagle wyrasta przed nami jakaś osada! Na wysokości ponad 1500 metrów n.p.m. Aż dziw, że ktoś tu mieszka, wielki meczet i kilka domów ze straganami. Wzdłuż szlaku też ciągną się liczne stragany, oferują colę, fantę, wodę, a wszystko na bieżąco chłodzone wodą z potoków.
Górska osada Sidi-Chamharoud

Szlak wiedzie cały czas pod górę, a my podupadamy w siłach, wychodzą z nas dwa tygodnie chodzenia. Dobrze, że pojawiły się potoki, spływające przez szlak, można napełnić puste butelki i ukoić pragnienie. Po raz pierwszy wypróbowujemy tabletki do uzdatniania wody. Niby woda czysta, ale wszędzie chodzą kozy i srają. Nie ma co ryzykować klątwą.
Krajobraz niewiele się zmienia, wciąż skały, na dnie wąwozu wartki potok z licznymi mikro wodospadami. Dla nas widok dość monotonny.


Na szczęście wędrówkę umilały nam ptaszki. Na niebie wznosiły się stada wieszczków i pojedyncze wrończyki ukrywające się w zagłębieniach skalnych. Piękne, czarne ptaki z intensywnie żółtymi i czerwonymi dziobami. Obydwa wymienione gatunki to ptaki gniazdujące bardzo wysoko w górach. Często żerują i gniazdują we wspólnych stadach. Ptaki te, w poszukiwaniu pokarmu, zawsze kontrolują okolice wysokogórskich schronisk i stacji narciarskich.
Wieszczek

Wrończyk

Im bliżej schroniska, tym zimniej, a chmury coraz ciemniejsze na niebie. Nie jesteśmy zachwyceni, niebo zrobiło się smutno- szare, w kotlinach śnieg. W schronisku Les Muflons, mieszczącym się na wysokości ok.3100 metrów n.p.m., gospodarz zażyczył sobie za nocleg, po 100DH/os(40zł) w pokoju kilkuosobowym i nawet nie bardzo chce się z nami targować. Wykluczone, tak samo wygodny jest nasz namiot. Miny nam zrzedły, kiedy zaczęło siekać raz deszczem, raz gradem. Godzina 15-sta, a my musimy schować się w namiocie, bo co innego robić. Zakładamy wszystkie możliwe ubrania, żeby nie zmarznąć tej nocy. Odechciało nam się Jabela Toubkala, śnieg po kolana, wejście po skałach bardzo strome. Toubkal może jest dla wszystkich, ale my nie skorzystamy. Pogoda słaba, wchodzenie na górę, tylko po to, żeby ją "zaliczyć" nas nie interesuje. Skaliste, szare i smutne góry nie podobają nam się więc postanawiamy rano zbierać się z powrotem i ruszyć w poszukiwaniu ładniejszych miejsc. Zdecydowanie wolimy włóczyć się po karpackich łąkach, zielonych - wiosną, czerwonych - jesienią.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz